Dwutalar Gdańsk 1650 – największa moneta srebrna ostatniego z Wazów

Autorem wpisu jest Remigiusz Bąkowski

Panowanie Jana II Kazimierza Wazy począwszy od elekcji odbytej w 6 miesięcy po śmierci króla brata (Władysław IV zm. 20 maja 1648 roku na zamku w Mereczu – elekcja Jana Kazimierza odbyła się 20 listopada) było przesiąknięte w całokształcie nieustanną wojną z wieloma często zmieniającymi się w między czasie stronami.

Zauważamy w tym okresie zarówno spektakularne porażki jak i śmiałe zwycięstwa Rzeczypospolitej.

Pomimo końcowego, chwilowego (może i pozornego) zażegnania kryzysów, państwo znalazło się w niezwykle trudnej sytuacji, ze względu na zniszczenie gospodarki i infrastruktury. Na dodatek po dwóch dekadach panowania zmęczony okolicznościami rządów król postanowił abdykować.

Czasy ostatniego z Wazów na polskim tronie zasługują być może na miano najtrudniejszych w historii naszej państwowości. Ta trudność i nawarstwienie zdarzeń są niezwykle pasjonujące dla historii i jej miłośników. Jakże wiele szerokich zagadnień możemy zgłębiać pochylając się nad tym dwudziestoletnim panowaniem.

Jednym z nich bezsprzecznie jest mennictwo. Produkcja monety przedstawia się bardzo dynamicznie.

Pierwszy rok (1649) mija na kontynuacji emisji zgodnych z uchwałą sejmową z roku 1627 – mennice wypuszczają tylko pełnowartościową grubą monetę srebrną i złotą (półtalary, talary, dukaty i ich wielkorotności).

Działa mennica koronna w Krakowie i dwie mennice miejskie – w Toruniu i Gdańsku. Zwłaszcza produkcja talarów jest bardzo płodna. W mennicy gdańskiej powstaje także bardzo dużo pojedynczych dukatów – dr. Jarosław Dutkowski w drugim tomie „Złota dynastii Wazów” znajduje, aż 12 par stempli (!) dla tego rocznika. Świadczy to o odczuwalnym wzroście zapotrzebowania rynku na solidną monetę.

Nie jest to jedyna z potrzeb gospodarczych. Niebezpiecznie wzrasta głód związany z brakiem krajowej monety drobnej.

W ciągu 22 lat, niskie podstawowe nominały życia codziennego chłopstwa, emitowane wcześniej w potężnych ilościach, zdążyły się w dużej mierze zużyć nieustannym obiegiem, rozproszyć po kontynencie, zostać wyłowione, przetopione i przebite na monetę gorszą, fałszywą bądź spocząć w depozytach ziemskich, pogrzebane poza zasięgiem ludzkiej ręki na długie lata.

Na przekór tej naglącej świadomości wychodzi rok 1650, który szykuje nie małą innowację. Sejm przygotował i zatwierdził nową ordynację menniczą, mającą wskrzesić bicie monety zdawkowej.

Ordynacja ta wprowadziła szereg jak się zdawało i zdawać może genialnych rozwiązań, które mogłyby zepchnąć w zapomnienie dotychczasowe problemy wynikające z emisji drobniaków.

Od teraz moneta talarowa, orty, szóstaki i trojaki mają być bite ze srebra czystości 14 łutów, dwugrosze, półtoraki i grosze o połowę gorszego (7 łutów).

Bicie monety złotej nie ulega zmianie, wciąż podlega założeniom ordynacji z 1528 roku (złoto próby 23 ½ karata).

Poza drastycznym podwyższeniem zawartości czystego srebra w monecie innowacją tej ordynacji jest uwzględnienie bicia monety miedzianej, tkz. szerokich szelągów. Z grzywny czystej miedzi bito ich 70 sztuk. Szeroki szeląg otrzymał siłę nabywczą równą ¼ grosza, ponieważ miedź zawarta w czterech takich monetach odpowiadała wartości czystego srebra w groszu.

Cena dukata i talara, którą udało się ustabilizować w czasach Władysława IV Wazy na 90 groszy (3 złote) za talar i 180 groszy (6 złotych) za dukata, mogła szybko ulec wzrostowi jak to miało miejsce za panowania Zygmunta III Wazy. Dlatego tak ważną kwestią było zadbanie o odpowiednią relację wartości poszczególnych nominałów. Tak realizowany program emisji pieniądza miał zapobiec jego psuciu i nadużyciom ze strony przedsiębiorców menniczych co tylko popchnęło by kolejną inflację.

Twórcy ordynacji nie mogli jednak zrobić nic z faktem, iż przedsiębiorcy menniczy mimo wszystko starali się jak najwięcej ugrać na swoją korzyść. Im pieniądz był gorszy, tym więcej zysku niosła jego emisja. Przy rozkładzie czystego srebra na monetę jaki zafundował rok 1650, bicie wielu nominałów stało się wręcz nieopłacalne. Zarządcom nie pozostawiono wiele pola manewru. Ba! Bicie niektórych monet mogło by przynieść wręcz stratę. Z tego powodu najprościej w świecie ograniczano emisję jednego gatunku monety a zwiększano emisję drugiego. Taki stan rzeczy wcale nie sprzyjał zapełnieniu sakiewek ludności.

Ogólnie monety wypuszczano mało. Do tego nadszedł kolejny problem. Naturalną koleją rzeczy wiązało się to ze znakomitą dobrocią monety. Jako „pieniądz gorszy wypiera pieniądz lepszy”, emisje krajowe zaczęto ściągać z obiegu i przebijać na gorszą, bitą w bardzo dużych nakładach monetę zagraniczną.

Kolejne lata przynoszą wybuchy coraz kolejnych konfliktów, co tylko potęguje napiętą sytuację gospodarczą. W roku 1656 zapada decyzja o obniżeniu ordynacji względem ortów (do 11 łutów) i szóstaków (do 6 łutów [z 14!!!]). Zabieg ten miał zatrzymać wywóz monety za granicę i zachęcić przedsiębiorców do gwałtownego zwiększenia emisji (potrzeby wojenne).

Wracając do roku 1650, przynosi on wspaniałe wydarzenie w dziejach mennictwa Królewskiego Miasta Gdańsk.

Od początku roku bite są tu niemal unikalne dziś orty, równie rzadkie półtalary a także pospolitsze talary i dukaty. Serię tę wzbogacono o dwutalarówki!

W numizmatyce czysto polsko-litewskiej (nie zważając na ziemie historycznie powiązane) dwutalar jest zjawiskiem z dzisiejszego punktu widzenia niespotykanym.

Czasy Zygmunta III Wazy pozostawiły po sobie kilka monet tej wagi. Emisje te są jednak specyficzne. Niezaprzeczalnie należą do monet, które mogły służyć w handlu, jednak ich stemple były uniwersalne, tzn. wykonane na specjalne zamówienie (patrz dwulatalary bydgoskie 1617 autorstwa S. Ammona) i przystosowane do bicia wielu nominałów. W tym przypadku poza dwutalarówkami stemple posłużyły do bicia wielodukatówek.

Poza tymi wyjątkami można by tu wymienić przypadki z różnych mennic gdy stemplem talara pojedynczego wybito jego wielokrotności. To też sytuacje epizodyczne i obiekty unikatowe.

Zagadką pozostaje unikatowa dziś moneta (pod względem wagi i stempla) ze zbiorów MNW, średnicy talara, a wagi zdwojonej.

Dwutalarówka Jana Kazimierza jest inna od swych poprzedniczek. Jej stempel jest przystosowany tylko i wyłącznie do bicia monety srebrnej o wadze co najmniej dwóch talarów. Skąd taka pewność?

Na rewersie czytamy MONETA ARGENTEA – moneta srebrna. Wybicie tymi stemplami monety złotej byłoby sprzeczne z informacją zawartą w otoku.

Dlaczego w takim razie stempel ten mógłby bić sztuki co najmniej dwutalarowe? Przez swój rozmiar. Bez dwóch zdań, krążek tej średnicy a wagi talarowej nie mógłby z przyczyn technicznych zostać poprawnie wybity. Nacisk i rozłożenie uderzenia skutkowałoby po pierwsze – niemożliwością poprawnego wybicia monety (brak materiału, który mógłby wypełnić stempel a siła uderzenia rozsadzała by krążek), po drugie narzędzie ulegałoby błyskawicznemu zużyciu, a wykonanie kosztuje.

Jan Hoehn (senior), to kolejny medalier gdański perfekcjonista. Mistrz w swoim fachu na skalę światową. Geniusz poszukujący oryginalności wykonania, odniesień, metafor. Jego wyroby są jak księgi, z których można czytać. Jest to jednak sztuką, gdyż trzeba to robić z otwartymi oczami, a nie łatwo jest otworzyć oczy tak by dostrzec to co widział artysta. Sztuka, która musi w nas dojrzeć z czasem, w odpowiednich warunkach!

Dwutalarówka należy do plejady dzieł, których stemple wykonał w swoim życiu Hoehn. Można by o nim i jego twórczości napisać potężne opracowanie, my jednak skupimy się tu na ów monecie.

Spoglądając z awersu uderza nas majestat królewski. Ukoronowany władca, we włosach mocno lokowanych, z kołnierzem na szyi. Z ramion na pierś opada Łańcuch Orderu Złotego Runa. Półpostać w zbroi płytowej dzierżąca berło i jabłko królewskie, w pasie okalana szarfą. U lewego boku rękojeść miecza ceremonialnego, za nią pióropusz z hełmu. W otoku, oddzielonym pojedynczą sznurową obwódką IOAN CASIM : D : G : REX POL . & SUEC : M : D : L . RUS : PRU :

Na rewersie wielki herb Królewskiego Miasta Gdańsk, kartusz z dwoma ukoronowanymi krzyżami, trzymany przez dwa dumne lwy o podwójnych ogonach. Pod nimi wymyślny tryptyk z arabskim zapisem daty 16 50. Pomiędzy tylnymi łapami lwów inicjały Gerharda Rogge. Nad centrum rewersu trzy gałązki otoczone wieńcem – symbol stałości i dobrobytu. Otok oddzielony jak na awersie sznurową obwódką: MONETA ARGENTEA CIVITATIS GEDNANENS:

Kompozycja kompletna, prezentująca majestat miasta i monarchy, nie przesycona przez zdobienia, skoncentrowana na prostocie piękna. Urzeka i pobudza do refleksji. Awers – sposób przedstawienia monarchy może nasunąć na myśl typowy wzór donatywy miejskiej.

Jest to największa moneta srebrna, którą w historii swojej działalności menniczej wybiła mennica miejska w Gdańsku. Poza tym to największa srebrna moneta obiegowa czasów Jana II Kazimierza Wazy.

Mniej więcej do roku 1662 wartość tej monety była równa z wartością dukata – dwutalar czyli 2 x 90 groszy = 180 groszy.

Bardzo duże nakłady talarów z mennicy gdańskiej i krakowskiej lat 1649-1650, w tym zapewne nie mały nakład ów dwutalarówki, został wchłonięty łapczywie przez rynek, a następnie po części wywieziony poza granice kraju. W dużej mierze przetopiony po wojnach szwedzkich w akcji „ratowania” państwa przez bicie podwartościowych tymfów, i całej masy bardzo słabej monety pod postacią drobnych nominałów (w znakomitej większości szóstaków).

Dziś dwutalarówka gdańska jako jedna z ikon mennictwa ostatniego z Wazów, jest wspaniałym świadectwem minionych szczodrych czasów, a jej rzadkość nadchodzącego przykrego początku końca Rzeczypospolitej… Monetą pożądaną przez kolekcjonerów. Ozdobą okładki katalogu 9 aukcji GNDM.