Relacja z Giełdy Rzeczy Dawnych i Osobliwych w Łodzi (XXIX)

XXIX edycja Giełdy Rzeczy Dawnych i Osobliwych za nami. Jak co roku, na wiosnę (i na jesień) spakowaliśmy walizki i ruszyliśmy do Łodzi. Do miasta, które przyciąga rzesze kolekcjonerów, zbieraczy i wszelkiej maści hobbistów. Po co? Po rzeczy dawne i osobliwe…

A Giełdę mieliśmy okazję zobaczyć z dwóch perspektyw. Kolekcjonera i wystawcy. Gdy nasze stanowisko działało na pełnych obrotach, ja ruszyłem na polowanie. Od stanowiska do stanowiska w poszukiwaniu nowych okazów do kolekcji.

Jak wypadła Łódź na tym tle? Zdecydowanie dobrze. A frekwencja na XXIX edycji zaskoczyła wielu z wystawców…

Rzeczy Dawne i Osobliwe, czyli?

Jeżeli byliście już w Łodzi to wiecie, że nazwa jaką wybrali organizatorzy to strzał w dziesiątkę. Po prostu świetnie oddaje klimat wydarzenia. Jeśli nie, to jednego możecie być pewni – różnorodności.

Ja dobrze pamiętam swoje pierwsze odwiedziny Giełdy Rzeczy Dawnych i Osobliwych. To wrażenie jakie zrobiła na mnie hala pełna stanowisk. Jeszcze na Starej Hali Expo, gdzie po minięciu wejścia miałem tylko jeden problem… Nie wiedziałem od czego zacząć 😉

Przedmioty związane z historią. Rzadkie i drogie okazy, ale też drobiazgi i bibeloty. Stanowisko z monetami zaraz obok stoiska z płytami winylowymi. Wystawca z pocztówkami i zdjęciami historycznymi tuż obok pięknych militari. Szable, hełmy, porcelany, biżuteria, obrazy. W końcu zaglądając na stronę organizatorów, przeglądając „Asortyment” na monotonność narzekać nie możemy 😉

Na Giełdzie trafiają się również hity – stanowiska, które po prostu wyróżniają się z tłumu. Z pierwszej swojej edycji przywiozłem przepyszny „produkt kolekcjonerski” w postaci nalewki . Jak co roku był Pan od heraldyki, który jak to żartobliwie opisywał „zlustruje twoje nazwisko” przedstawiając herb szlachecki. W tym roku zapamiętamy Czekoladowe Narzędzia – jak nie wierzycie spójrzcie na podesłane nam na naszym fanpage’u zdjęcie.

Na giełdach nie da się nic kupić!

Od jakiegoś czasu coraz częściej spotykam się z tą opinią wśród kolekcjonerów. A to, że giełdy złe, bo nic tam nie ma. A to, że giełdy złe, bo wszystko za drogie. Prawdą jest, że to już nie to samo co kilka, a nawet kilkanaście lat temu, gdzie takie wydarzenia były sercem numizmatycznego życia. Prawdą jest, że obecnie w internecie dużo łatwiej o uzupełnienie kolekcji w okazyjnej cenie. Nie jest jednak tak źle, jak mówią niektórzy.

Przy jednej z pozycji aż zagwizdałem z wrażenia. I niech numizmatyczna brać się na mnie nie obraża, ale nie była to moneta 😉 To piękny, prawdopodobnie XIX wieczny stolik do ruletki. Cudo. Wróćmy jednak do monet.

Ja tegoroczny wyjazd muszę uznać za naprawdę udany. Wróciłem z trzema monetkami, a jedną z nich jest grosz krakowski ze zdjęcia. Drogo nie było, coś udało się potargować. Wyjmując go kiedyś ze zbioru na pewno mile go będę wspominał.
A, że stoisk z akcesoriami numizmatycznymi nie brakuje, to już tradycyjnie wróciłem z nową lupką. Rozbawiło to moją lepszą połówkę. Jak stwierdziła „jeszcze 2 i otwieramy muzeum” ;).

Kupiłem dwie z dziesiątek tysięcy monet, które leżały w klaserach, holderach i setek, które przejrzałem. Statystyka wygląda niezbyt imponująco. Ale czy kupując w internecie też nie przerzucamy gro monet, by właśnie ta jedna nas zainteresowała 😉 I w sumie analogii do e-zakupów jest więcej. Podobnie jak w sieci dużo monet było droższe niż byłem skłonny zapłacić.

Zakupy na giełdach mają swoje plusy i minusy. Przede wszystkim możemy obejrzeć walor na żywo, z każdej strony, nie tylko na zdjęciu. Ciężko jednak sprawdzić poprzednie notowania takiej monety, porównać drobne warianty stempla. Bez jakiegoś przenośnego odpowiednika katalogu kolekcji, bądź dobrej pamięci łatwo też o 'dublet’ 😉

Giełda to jednak nie tylko zakupy. To dla mnie również okazja spotkania się z innymi kolekcjonerami, porozmawiania, oderwania się od codzienności. To możliwość obejrzenia monet z okresu, których nie zbieram i zbierać raczej nie będę. No i nie tylko monet – taka szabelka pasowałaby mi do dłoni 😉

Giełda okiem wystawcy

Gdy w firmie zastanawiamy się czy warto pojechać na Giełdę A czy B, zawsze są jakieś za czy przeciw. W przypadku Łodzi na plus zawsze 'zapisujemy’:

  • lokalizacja
  • frekwencja podczas giełdy
  • kontakt z organizatorami
  • cenę za stanowisko (cena jaką przychodzi zapłacić za stolik jest naprawdę rozsądna)

Zazwyczaj minusem Giełdy w Łodzi był jej termin. To pokrywający się z aukcjami stacjonarnymi, a to w terminie Numizmaty. W tym roku organizatorzy wzięli sobie to jednak do serca i przeanalizowali numizmatyczny grafik 😉

A jak wyglądała XXIX edycja okiem wystawcy. Tak po pierwszym dniu, na gorąco opisywał ją Pan Damian:

Frekwencja przerosła oczekiwania wszystkich. My w godzinach 10-13 mieliśmy praktycznie non stop kolejkę, która nie spadała chyba poniżej 3 osób. Rozmawiając na koniec dnia z innymi wystawcami mieli podobne odczucia – zaskakująco dużo ludzi. Organizatorzy też nie kryli zadowolenia, także super. Wieczorem rozmawiając ze znajomym odniósł się on do warszawskiej EXPO i powiedział, że w zasadzie to nie ma co porównywać. W moim odczuciu to naprawdę porządna giełda, my jesteśmy bardo zadowoleni.

XXXI edycja Giełdy Rzeczy Dawnych…

A wiosną, 18-19 marca, już 31-sta edycja Ogólnopolskiej Giełdy Rzeczy Dawnych i Osobliwych. Czy warto mieć ją na uwadze – niewątpliwie. Tradycyjnie już będziemy tam i my 😉

Jak wyglądało nasze stanowisko na poprzednich Giełdach? Zapraszamy tutaj.

Giełda Rzeczy Dawnych i Osobliwych w sieci: